-Jack...Daleko jeszcze będziesz nas ciągnął?-Michael zadał to pytanie chyba po raz setny.
-Już niedaleko...Za tą górą-odrzekł Jack.W jego głosie słychać było determinacje.
Razem z Michaelem wytężyliśmy wzrok,aby w ciemności dostrzec szczyt góry.Okazało się,że jest dość wysoka.
Mieszkanie w mieście,które jest położone zaledwie pół godziny drogi samochodem od pasma górskiego ma swoje wady i zalety.Na pewno jedną z zalet była piękna okolica,a jedną z wad to,że Jack mógł zaciągnąć nas tutaj na rolkach w samym środku nocy,tak,jak zrobił to wtedy.
Spojrzeliśmy na Jacka z nadzieja,że żartuje.
-Zaczekam na szczycie-powiedział i rozpoczął wspinaczkę.Niestety,nie żartował.
Westchnęłam i powlokłam się za nim.Michael uczynił to samo.Szliśmy środkiem asfaltu,ale o tej godzinie nie było tu żywego ducha.Latarnie nie były włączone lub nie działały,co dodawało mroczności całej scenerii.
Gdy znaleźliśmy się na szczycie Jack powiedział :
-Piękny widok,nieprawdaż?Zwłaszcza o tej porze,gdy jest ciemno.
-Dlatego ciągnąłeś nas tu w nocy?-spytał zmęczony Michael.
-Tak-powiedział i poprawił zapięcia rolek-No to jedziemy w dół.
-Co!?-wrzasnęliśmy z Michaelem a nasze głosy rozniosły się echem po górach.Ale było za późno.Jack zjechał już w ciemną otchłań.
Otępieni wpatrywaliśmy się przed siebie.Było tak ciemno,że nie widać było końca drogi.Nie wiedzieliśmy nawet dokąd ona prowadzi.
-Ty...ty pierwsza-wybełkotał Michael.
Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie.Od razu nabrałam dość dużej prędkości.Wiatr rozwiał moje włosy,a ja w bardzo szybkim tempie przedzierałam się przez czarną pustkę i głuchą ciszę.Niesamowite uczucie.
Na dole jakimś cudem zdążyłam zatrzymać się koło Jacka.Poczekaliśmy na Michaela i pojechaliśmy dalej.
-Już.Jesteśmy na miejscu-powiedział Jack kiedy stanęliśmy przed długim,białym murem.Byliśmy z Michael'em tak zmęczeni,że od razu opadliśmy na trawę,a Jack wdrożył nas w swój plan.Chciał,abyśmy zrobili tutaj wielkie graffiti.W zasadzie był to dobry pomysł,nawierzchnia idealnie się do tego nadawała. Trzeba było jeszcze zrobić szkic muralu i wygrzebać nasze farby w spray'u.
***
-Nie będę tolerował spania na moich lekcjach,Bennington.Rozumiemy się? Sądzę,że lepiej to do ciebie dotrze,gdy zostaniesz dziś po lekcjach-usłyszałam gdzieś w oddali głos nauczyciela.Potem ,już wyraźniej usłyszałam dzwonek.
Podniosłam głowę.Nie wiedziałam,co się stało.
-Usnęłaś.Spałaś,przez prawie całą lekcje.Dziwne,że dopiero pod koniec nauczyciel to zauważył.
Faktycznie.Po nocnej wyprawie spałam zaledwie godzinę,po prostu padałam z nóg.
Świetnie.Dzisiaj miała przyjechać Jessica.No cóż najwyżej nie odbiorę jej z lotniska.
Po szkole w kozie było nadzwyczaj dużo osób,w tym Michael i Jack.Domyśliliśmy się,że wszyscy musieliśmy sobie przysnąć na lekcji.Na szczęście nauczyciel,który pilnował nas w kozie ,nie zwracał na nas uwagi,więc mogliśmy sobie pospać w spokoju.
Kiedy wróciłam do domu,Jessica już na mnie czekała.Przeprosiłam ją i zaprowadziłam do pokoju,który miała zająć.Potem dziewczyna ugotowała dla nas obiad.Dawno nie jadłam takiego dobrego posiłku.Nagle przypomniało mi się,że zostawiłam podręczniki u mojego brata.
Po jakimś czasie znów znajdowałam się na ostatnim piętrze akademika przed drzwiami pokoju numer 100.Otworzył nam Mike i zaprosił mnie do środka.Jessica nie chciała wejść,więc wciągnęłam ją siłą.Reszta chłopaków otworzyła szeroko oczy na jej widok.Podeszłam do Mik'e i szturchnęłam go w bok,informując,że dziewczyna ma narzeczonego.Smutny spuścił głowę.
-Moje książki-powiedziałam wyprzedzając jego pytanie.Brat wyjął je z szafki i podał mi je.Podziękowałam i wróciłyśmy do domu.
Poszłam wziąć prysznic,a Jessica wyszła przed dom.Tak mi się przynajmniej zdawało.
Zeszłam na dół ubrana w czarne rurki i tego samego koloru bluzkę. Zobaczyłam zszokowaną Jess opierającą się o ścianę Zrozumiałam, że musiała dowiedzieć się czegoś od sąsiadów. Bez namysłu wybiegłam z domu. Jessica krzyczała, abym się zatrzymała. Po jakiś dziesięciu minutach usłyszałam pisk opon i krzyk Jess. Gdy się odwróciłam zobaczyłam odjeżdżający pojazd i wisiorek Jess.
"I walk this empty street on the boulevard of broken dreams..."-te słowa wyśpiewywane przez Billiego Joe Armstronga dało się usłyszeć w moich słuchawkach. Siedziałam sama w pokoju.Jessicy wciąż nie było. Aż nagle...
Nie,musiało mi się zdawać. To nie był dzwonek do drzwi. Mimo wszystko zdjęłam słuchawki. Cisza,taka jak zwykle. Momentami mam już jej dość. Z resztą kto by nie miał. A jednak miałam racje-ktoś dzwonił do drzwi po raz drugi. Powlokłam się w stronę drzwi. Nie spodziewałam się żadnych gości.
otworzyłam drzwi. Przed nimi stała Jessica. Musiałam mieć zabawną minę,gdy ją zobaczyłam,bo od razu zaniosłam się śmiechem. Złapałam ją za rękę i wciągnęłam do środka i kazałam opowiedzieć co się z nią działo. Okazało się, że źle się poczuła, a po prostu jakiś mężczyzna zawiózł ją do szpitala.
Po południu poszłyśmy na spacer do parku. Usiadłyśmy na ławce w słońcu i rozmawiałyśmy. Jessica opowiadała coś o znajomych z uczelni,ale nie słuchałam jej. Moja uwagę przykuło coś innego. Na ławce niedaleko od nas siedział mężczyzna i bacznie się nam przyglądał.
-Pójdę wziąć nam coś do picia-powiedziałam i wstałam z ławki. Poszłam na drugi koniec parku na stoisko z lemoniadą. Kupiłam dwie butelki i poszłam w kierunku ławki. Jessica nie siedziała na niej sama. Rozmawiała z tym mężczyzną,który siedział niedaleko nas. Zanim zdążyłam dojść do nich mężczyzna szybko się ulotnił.
Okazało się,że był to jakiś gość zajmujący się wyborami miss dla kobiet ciężarnych. Zachwycił się urodą Koreanki i zaproponował jej udział w wyborach. Dziewczyna po długich namowach zgodziła się.
Następnego dnia odbył się konkurs Miss. Konkurencja była dość duża,wszędzie było dużo ładnych,wytapetowanych ciężarnych kobiet. O zwycięstwie Jessicy przesądziła piosenka zaśpiewana przez nią. Jury nie mogło oderwać od nie wzroku. Występ Koreanki zakończył się owacją na stojąco. Dziewczyna dostała nagrodę w wysokości 5000 dolarów,koronę miss
oraz bukiet mocno czerwonych,pachnących róż.