Zdmuchnęłam kurz z pierwszego pudełka.Byłam przekonana,że to jest to właściwe,mimo że było tu dość dużo innych kartonów.
Dawno nie byłam na strychu.Może dlatego,że było tutaj zbyt dużo wspomnień.Otworzyłam pudełko i wyjęłam z niego czerwony album na zdjęcia. Zawahałam się i zamknęłam oczy.Otworzyłam album na wylosowanej stronie.Podniosłam powieki.
Na pierwszym zdjęciu znajdowała się trójka nastolatków.Gdybym nie wiedziała,że jestem dziewczyną stojącą w środku,nie wiem,czy poznałabym się.Naprawdę,bardzo się zmieniłam.
Michael i Jack również.
Mój wzrok przeniósł się na stronę obok.Tym razem była tutaj dwójka osób : ja oraz Joe.Oboje śmieliśmy się i siedzieliśmy na krawężniku ulicy,na której zginął Joe.
Szybko zamknęłam album ,żeby znów nie zaatakowały mnie wyrzuty sumienia.Na samym dnie pudełka znajdowało się to czego szukałam-kolekcja moich farb w spray'u.Miałam wszystkie możliwe kolory, trochę tego było.Zniosłam pudełko do swojego pokoju i usiadłam przy biurku.Włączyłam laptopa ,a później komunikator internetowy,którego używali chyba już wszyscy.Spojrzałam na listę kontaktów.Jack i Michael byli dostępni.Od razu do nich napisałam.Oni też odnaleźli już swoje farby,więc umówiliśmy się za półtorej godziny w parku.
Wrzuciłam cały potrzebny sprzęt i buty na zmianę do mojego starego,ale w dobrym stanie,harcerskiego plecaka z naszywkami różnych zespołów.Zeszłam na dół po czym założyłam rolki i wyszłam z domu.
Pojechałam pod pusty budynek szkoły i weszłam do środka.Przyjemnie jechało się po pustych,szkolnych korytarzach.Zatrzymałam się przed gabinetem dyrektorki i zapukałam.
-Proszę-usłyszałam jej głos zza drzwi.Niepewnie weszłam do środka
-Ach,Amy to ty-powiedziała i uśmiechnęła się na mój widok.-Usiądź proszę.
Według polecenia pani dyrektor usiadłam w miękkim fotelu,stojącym przed jej biurkiem
-I jak?Wszystko poszło tak,jak powinno?
-Tak-powiedziałam wyjmując z plecaka jakieś zezwolenie,które miałam zdobyć, od leśniczego na rozbicie obozu w lesie,na terenie którym się "opiekuje".
-Bardzo się cieszę.Sądzę,że taki biwak w pierwszy dzień wiosny to wspaniały pomysł-pani dyrektor znów się do mnie uśmiechnęła.Odwzajemniłam uśmiech i opuściłam jej gabinet.
Wyjęłam z kieszeni słuchawki i w drodze do wyjścia ze szkoły rozplątywałam je.Nie patrzyłam gdzie jadę,ale byłam przekonana,że na nikogo nie wpadnę.Niestety myliłam się.
-Hmn...już wiem dlaczego w szkole nie jeździ się na rolkach-powiedział chłopak i zaśmiał się.
Podniosłam głowę.Leżałam jak długa na korytarzu,ze słuchawkami w ręce,a przede mną siedział wyraźnie rozbawiony Chad.Nic dziwnego-musiałam wyglądać dość żałośnie.Usiadłam ma korytarzu i zaczęłam rozmasowywać potłuczone kolano.
-I pomyśleć,że taka niezdara tak świetnie gra w koszykówkę-dodał wciąż się śmiejąc.Ja też zaczęłam się śmiać.
-No to wstajemy-powiedział Chad po czym podniósł się i wyciągnął rękę w moją stronę.Złapałam ją i z jego pomocą wstałam.Wyszliśmy przed budynek szkoły.Chad usiadł na jednym z murków przy wejściu,oparł się o ścianę i wyciągnął nogi.Usiadłam na drugim murku.
-Też byłem kiedyś harcerzem-powiedział nagle.
Otworzyłam plecak i wyjęłam z najmniejszej kieszeni zdjęcie mojego byłego zastępu harcerskiego,które zawsze trzymałam w niej.Podałam je Chadowi.Chłopak wziął je ode mnie i przyglądał się mu uważnie.Odwrócił zdjęcie i palcem wskazał na wysokiego chłopca stojącego gdzieś w ostatnim rzędzie.
-To ja-powiedział i zaczął się śmiać.-A ty to która?
Przyjrzałam się uważnie wskazywanemu chłopakowi.W życiu nie powiedziałabym,że to młodsza wersja Chada,jeszcze bez grzywki. Wskazałam na drobną dziewczynkę z pierwszego rzędu i też zaczęłam się śmiać.
Chłopak oddał mi zdjęcie po czym schowałam je z powrotem w otchłań plecaka.
-Chad,mogę ci zadać pytanie?-powiedziałam po chwili.
-Jasne-chłopak przeniósł wzrok na mnie.
-Skoro twój ojciec się nad tobą znęca,to czemu się od niego nie wyprowadzisz do swojej matki?Znaczy się matek.
-Nie chcę tam mieszkać.W końcu to przez matkę tata zaczął pić.Wiem,że to nie jej wina,że jest innej orientacji,no ale....Sam nie wiem czemu taki jestem.Chyba po prostu musiałbym dorosnąć do takiej decyzji.
-Rozumiem...
-Tak?To dość dziwne,mało osób akceptuje moją matkę.Naprawdę nie wiem czemu ludzie tacy są.
-Ja też tego nigdy nie zrozumiem.Nawet już przestałam próbować-powiedziałam i wstałam z murku.-Muszę lecieć-powiedziałam i odjechałam w stronę parku.
Jack i Michael już byli na miejscu.Podjechałam do nich.
-No nie...nie mów,że jej też będziesz opowiadał o tej dziewczynie-powiedział Michael.
Ale Jack go nie słuchał.Zaczął opowiadać o przypadkowym spotkaniu z jakąś bardzo ładną dziewczyną.
-A jak ona ma na imię?-zapytałam,gdy skończył.
-Na imię?Eeee....
-Nie wiesz jak ma na imię?
-Nie...
-A chociaż masz jej numer telefonu?
-Eeee....Nie.
Michael uderzył się dłonią w twarz,robiąc tak zwanego facepalm'a. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem i pojechaliśmy do miejsca,w którym mieliśmy zacząć malować nasz mural.