wtorek, 20 marca 2012

16.I wtedy to oni znienawidzili mnie.

''Moi rodzice nie żyją.Zginęli w wypadku kiedy miałam prawie 2 lata, a mój brat 7.Ponoć bardzo nas kochali,więc chcieli,żeby brat mojego taty się nami zaopiekował.Mój wujek,który jeszcze niedawno był moim tatą,razem ze swoją żoną,czyli moją ciocią,także do niedawna moją mamą,był naukowcem.Moi rodzice także.Pracowali razem nad jakimś projekt.Kiedy jechali na jakąś konferencje,na której mieli go przedstawić mieli wypadek samochodowy.Niestety moi rodzice nie przeżyli.Pogotowie przyjechało za późno.Mama poprosiła  ciocię,żeby się nami zaopiekowała.Mam wiedziała,że może jej zaufać,wcześniej się przyjaźniły.Przestały,kiedy ciocia przedstawiła jej swojego chłopak.Moja mam zakochała się w nim a potem za niego wyszła.Ciocia natomiast wyszła,za jego brata.Ale moja mama myliła się co do cioci.Ciocia nienawidziła mamy.Nie mogła wybaczyć jej tego,że odbiła jej chłopaka.Po powrocie z konferencji zakończonej pomyślnie ciocia chciała nas oddać do domu dziecka.Od oddania mnie powstrzymało ją sumienie,które wtedy jeszcze miała.Kto wie,może tam byłoby mi lepiej?A może to nie miałoby żadnego znaczenia?Może tam też spotkałabym jakieś towarzystwo,które zmieniłoby mnie na taką,jaką teraz jestem.Nie wiem.Moja ciocia oddała tam tylko mojego brata.Powiedziała mi,że przyrzekał,że mnie znajdzie i  od nich zabierze,znienawidził ich to pewne.
Potem było tylko gorzej.Moi rodzice nie mogli zająć się projektem,który przyniósłby im fortunę,bo musieli się opiekować mną.Tak im przynajmniej powiedzieli,kiedy urzędnicy przyszli podpisać umowę i zobaczyli mnie.I wtedy to oni znienawidzili mnie.Nie potrafili się mną opiekować.Gdy byłam starsza pozwalali mi na wszystko,nie zwracali na mnie uwagi.Próbowałam wtedy różnych rzeczy,bezskutecznie.za to zawsze dawali mi to,czego chciałam.Po prostu chcieli żebym miała ''szczęśliwe dzieciństwo'' .Ale oni nie wiedzieli,że mi brakuje rodziny. Mimo to,nie wyrosłam na rozpieszczone dziecko.Ostatnią rzeczą,za którą zapłaciłam sama były moje martensy.Potem już tylko pogodziłam się z faktem,że muszę sobie radzić sama.I tak było.wtedy byłam sama.Całkowicie sama.Nikt nie mógł mi pomóc.Musiałam wtedy siedzieć sama,ze swoimi problemami.Tak po prostu.Teraz to już tylko kwestia przyzwyczajenia.Później,osoby z mojej klasy zazdrościły mi,że mogę wychodzić wszędzie,gdzie chcę i o której chcę.Potem poznałam ich.Jack'a,Michael'a  i Joe'go.Mieliśmy tam kilka kłopotów z policją,ale moi rodzice nie przejmowali się tym.Dopiero zwrócili na to uwagę,gdy przyszli do nich znajomi,którzy znają jakiegoś policjanta i zaczęła się gadka na ten temat.Według moich przyszywanych rodziców przyniosłam im znowu wstyd.Tak,nie byli ze mnie zadowoleni,ale to wiedziałam od samego początku..''
Może mogłabym dalszą część chemii spędzić na myśleniu o tej sprawie,ale przerwała mi kulka z papieru,którą dostałam w głowę.Wiedziałam kto ją rzucił więc popatrzyłam na Eddy'ego siedzącego w środkowym rzędzie ,w ostatniej ławce,tak samo jak ja.Śmiał się razem z Derekiem,który siedział przed nim.Lubiłam chłopaków z tej klasy.Byli dużo fajniejsi od dziewczyn,a na pewno byli bardziej kontaktowi.Oni jakoś nie robili problemu z zaprzyjaźnienia się ze mną.
-Ha,ha,bardzo śmieszne-powiedziałam i uśmiechnęłam się do nich.
-Lepiej patrz teraz co zrobię-powiedział Eddy i zrobił kolejną papierową kulkę.Była dość mała,bo miała polecieć na drugi koniec klasy.Edyy chciał rzucić w Penelope.Niestety ona schyliła się i kulka wpadła prosto do kubka z kawą nauczyciela chemii.Pan od chemii odwrócił się i wziął do ręki kubek.Wypił wszystko jednym łykiem i postawił pusty kubek na biurku.Ja,Eddy i Derek zaczęliśmy się śmiać.Pan od chemii,który najwyraźniej miał bardzo słabe nerwy,od razu podszedł do nas i wręczył nam karteczki,że po lekcjach mamy zostać w kozie i wyrzucił nas z klasy.Dalszą cześć lekcji spędziliśmy na staniu na korytarzu oraz śmianiu się nieopanowanym śmiechem.

15.Nie tylko ty odróżniasz się od naszej rodziny swoja głupotą.

''Nareszcie weekend''-pomyślałam kiedy wyszłam ze szkoły.Dzisiaj trochę wiało.Wyjęłam telefon.Dostałam sms'a.Był od moich rodziców : ''Przyjedziemy o 15 pod twój dom,pojedziemy na cmentarz,na groby twoich dziadków.''Odkąd się wyprowadziłam nie spotykam się zbyt często z rodzicami.Nie lubię też tego robić.Mimo to,teraz musiałam się z nimi spotkać,bo chciałam wyjaśnić sprawę Mike'a.To była jedyna okazja,bo przecież oni nie chcą mieć ze mną nic wspólnego,ja z nimi teraz też nie.Poszłam na przystanek.Ten autobus nie spóźniał się jak poprzedni.Po drodze z przystanku,na którym wysiadłam  spotkałam Brooke.Widać było,że dziś nie ma humoru.
-A ty co dzisiaj taka smutna ?-spytałam,kiedy dogoniłam Brooke.
-Idę na weekend do moich rodziców-powiedziała.
-I to jest aż taką straszna rzeczą,że psuje ci humor ?-zapytałam dość zdziwiona.Rodzice Brooke byli normalni.Interesowali się Brooke.Dzięki nim Brooke wyrosła na dobrego człowieka.Nie tak jak ja.
-Tak.Pewnie będziemy gadać o tobie.O tym,ze nie powinnyśmy razem mieszkać ,może nawet przyjaźnić-dodała przygnębionym głosem Brooke.Teraz zrozumiałam dlaczego jest taka przygnębiona.Ale rozumiałam też jej rodziców.Gdybym miała taką córkę jak Brooke na pewno też miałabym pretensje o to,że mieszka z kimś takim jak ja.Brooke jest świetną dziewczyną.Kiedyś w podstawówce chciałam być taka jak ona,ale potem uznałam,że najlepiej zostać sobą.W sumie przez bycie sobą mam same problemy,ale Brooke zawsze mi pomaga.Z resztą,kogo ja oszukuję?Przecież ona nie wie jakie ja mam dokładnie problemy.Wszystkie maja związek z przeszłością,a ja już dawno zostawiłam ją w tyle i nie chcę do nie wracać.Mimo to Brooke stara się mi pomóc.
                                                                      ♥    ♥    ♥
Siedziałam w restauracji z rodzicami.zaproponowali mi wyjście na obiad,więc zgodziłam się.Z tą restauracją było związane jakieś ważne wydarzenie dla nich.Oświadczyny czy coś podobnego.Mimo,że wszyscy byli tam elegancko ubrani,bo była to dość elegancka restauracja,nie czułam się nieswojo.Oczywiście moja osoba została zauważona.Moi rodzice znali się z obsługą tej restauracji,dlatego zdziwił mnie fakt,że nie próbowali przerwać sceny,którą później odstawiłam.
Kiedy kelner podał nasze jedzenie  zaczęliśmy jeść.Oczywiście porcja,którą dostałam była jak dla mnie niemożliwa do zjedzenia.Kiedy wiedziałam,że więcej w siebie nie wcisnę zapytałam:
-Dlaczego nie powiedzieliście mi,że mam brata?
-A skąd wiesz,że...-zaczęła moja mama.
-Spotkałam go jakiś czas temu-przerwałam jej.
-W takim razie nie tylko ty odróżniasz się od naszej rodziny swoją głupotą-powiedział mój tata.-Już 2 lata tutaj studiuje i dopiero teraz cię odnalazł?
Nie takiej reakcji się spodziewałam.Żadnego szoku.Wręcz przeciwnie: byli zadowoleni.Spojrzałam na nich pytającym wzrokiem.
-Najwyraźniej tak ,tato-powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo.Odniosłam wrażenie,że zapomniał,że jestem jego córką.Niestety wcale nie zapomniał.
-Nie mów do mnie tato,skoro nim nie jestem-powiedział.-Nie jesteśmy twoimi rodzicami.Wreszcie możemy się odciąć od tej ''nazwy''.
Teraz zupełnie nie wiedziałam o co chodzi,ale nie miałam czasu na zastanawianie się,ponieważ mój ''tata'' dalej mówił.