''Moi rodzice nie żyją.Zginęli w wypadku kiedy miałam prawie 2 lata, a mój brat 7.Ponoć bardzo nas kochali,więc chcieli,żeby brat mojego taty się nami zaopiekował.Mój wujek,który jeszcze niedawno był moim tatą,razem ze swoją żoną,czyli moją ciocią,także do niedawna moją mamą,był naukowcem.Moi rodzice także.Pracowali razem nad jakimś projekt.Kiedy jechali na jakąś konferencje,na której mieli go przedstawić mieli wypadek samochodowy.Niestety moi rodzice nie przeżyli.Pogotowie przyjechało za późno.Mama poprosiła ciocię,żeby się nami zaopiekowała.Mam wiedziała,że może jej zaufać,wcześniej się przyjaźniły.Przestały,kiedy ciocia przedstawiła jej swojego chłopak.Moja mam zakochała się w nim a potem za niego wyszła.Ciocia natomiast wyszła,za jego brata.Ale moja mama myliła się co do cioci.Ciocia nienawidziła mamy.Nie mogła wybaczyć jej tego,że odbiła jej chłopaka.Po powrocie z konferencji zakończonej pomyślnie ciocia chciała nas oddać do domu dziecka.Od oddania mnie powstrzymało ją sumienie,które wtedy jeszcze miała.Kto wie,może tam byłoby mi lepiej?A może to nie miałoby żadnego znaczenia?Może tam też spotkałabym jakieś towarzystwo,które zmieniłoby mnie na taką,jaką teraz jestem.Nie wiem.Moja ciocia oddała tam tylko mojego brata.Powiedziała mi,że przyrzekał,że mnie znajdzie i od nich zabierze,znienawidził ich to pewne.
Potem było tylko gorzej.Moi rodzice nie mogli zająć się projektem,który przyniósłby im fortunę,bo musieli się opiekować mną.Tak im przynajmniej powiedzieli,kiedy urzędnicy przyszli podpisać umowę i zobaczyli mnie.I wtedy to oni znienawidzili mnie.Nie potrafili się mną opiekować.Gdy byłam starsza pozwalali mi na wszystko,nie zwracali na mnie uwagi.Próbowałam wtedy różnych rzeczy,bezskutecznie.za to zawsze dawali mi to,czego chciałam.Po prostu chcieli żebym miała ''szczęśliwe dzieciństwo'' .Ale oni nie wiedzieli,że mi brakuje rodziny. Mimo to,nie wyrosłam na rozpieszczone dziecko.Ostatnią rzeczą,za którą zapłaciłam sama były moje martensy.Potem już tylko pogodziłam się z faktem,że muszę sobie radzić sama.I tak było.wtedy byłam sama.Całkowicie sama.Nikt nie mógł mi pomóc.Musiałam wtedy siedzieć sama,ze swoimi problemami.Tak po prostu.Teraz to już tylko kwestia przyzwyczajenia.Później,osoby z mojej klasy zazdrościły mi,że mogę wychodzić wszędzie,gdzie chcę i o której chcę.Potem poznałam ich.Jack'a,Michael'a i Joe'go.Mieliśmy tam kilka kłopotów z policją,ale moi rodzice nie przejmowali się tym.Dopiero zwrócili na to uwagę,gdy przyszli do nich znajomi,którzy znają jakiegoś policjanta i zaczęła się gadka na ten temat.Według moich przyszywanych rodziców przyniosłam im znowu wstyd.Tak,nie byli ze mnie zadowoleni,ale to wiedziałam od samego początku..''
Może mogłabym dalszą część chemii spędzić na myśleniu o tej sprawie,ale przerwała mi kulka z papieru,którą dostałam w głowę.Wiedziałam kto ją rzucił więc popatrzyłam na Eddy'ego siedzącego w środkowym rzędzie ,w ostatniej ławce,tak samo jak ja.Śmiał się razem z Derekiem,który siedział przed nim.Lubiłam chłopaków z tej klasy.Byli dużo fajniejsi od dziewczyn,a na pewno byli bardziej kontaktowi.Oni jakoś nie robili problemu z zaprzyjaźnienia się ze mną.
-Ha,ha,bardzo śmieszne-powiedziałam i uśmiechnęłam się do nich.
-Lepiej patrz teraz co zrobię-powiedział Eddy i zrobił kolejną papierową kulkę.Była dość mała,bo miała polecieć na drugi koniec klasy.Edyy chciał rzucić w Penelope.Niestety ona schyliła się i kulka wpadła prosto do kubka z kawą nauczyciela chemii.Pan od chemii odwrócił się i wziął do ręki kubek.Wypił wszystko jednym łykiem i postawił pusty kubek na biurku.Ja,Eddy i Derek zaczęliśmy się śmiać.Pan od chemii,który najwyraźniej miał bardzo słabe nerwy,od razu podszedł do nas i wręczył nam karteczki,że po lekcjach mamy zostać w kozie i wyrzucił nas z klasy.Dalszą cześć lekcji spędziliśmy na staniu na korytarzu oraz śmianiu się nieopanowanym śmiechem.
Gracjan ? O.O To jest świetne.. Nie spodziewałam się, że... Umiesz...
OdpowiedzUsuń