poniedziałek, 16 lipca 2012

25.Big in Korea 2

Może po 15 minutach drogi dojechaliśmy na miejsce.Wysiedliśmy przed dużym budynkiem,który był chyba czymś w rodzaju uniwersytetu.Weszliśmy do środka.Czekała już na nas grupka studentów.Jeden z chłopaków wywarł na Penelope ogromne wrażenie.Poczułam,ze większość studentów przygląda się mi.Po chwili przyszedł mężczyzna,który musiał być ich nauczycielem.Zaczął z nimi rozmawiać po koreańsku.Potem zwrócił się do nas po angielsku:
-Witajcie w Korei moi drodzy.Mam nadzieje,ze spodoba wam się tutaj.To są jedni z moich najlepszych uczniów,którzy będą waszymi przewodnikami i opiekunami zarazem-nauczyciel osiadł na krześle i wyjął jakaś kartkę-Teraz będę wyczytywać wasze nazwiska z listy.Niech wyczytana osoba podniesie rękę,a podejdzie do niej jej opiekun.
"Oby nie była to lista alfabetyczna"-pomyślałam.

Miałam szczęście: nauczyciel przeczytał moje nazwisko mniej więcej w połowie.Nieśmiało podniosłam rękę.Podeszła do mnie niewiele wyższa,drobna,rudowłosa dziewczyna,która przedstawiła mi się jako Jessica Kwiatkowska.Miała dziwne nazwisko,takie zupełnie nie pasujące do Koreanki.
Nim wszyscy rozeszliśmy się w swoje strony Goku podszedł do mnie,nachylił się i powiedział szeptem na ucho:
-Masz szczęście.Trafiła Ci się najlepsza uczennica.Na pewno dużo wie o Seulu.
-Skąd wiesz?-powiedziałam równie cicho.
Goku wskazał l ruchem głowy na gablotkę,w której znajdował się napis : "Uczennica semestru",zdjęcie Jessicy i jakieś informacje, których nie przeczytałam,bo razem z dziewczyna wyszłyśmy na zewnątrz.
Jessica opowiadała o mijanych miejscach,jakby była profesjonalnym przewodnikiem.Przez cały czas robiłam zdjęcia swoją lustrzaną.Potem poszłyśmy do kawiarni :"M'amie" .Siadłyśmy przy jednym ze stolików i zamówiliśmy Red Velvet Cake i Naleśniki z mascarpone.

Czekając na deser wyjęłam z torby swój szkicownik i ołówek.Z głośników zaczęła  lecieć następna piosenka.Usłyszałam ciche łkanie.Spojrzałam na Jessice.Płakała.Nie wiedziałam,co mogło się stać.Gdy spytałam,dziewczyna wyjaśniła,ze ta piosenka przypomina jej o swoim chłopaku.Nie chciałam jej wypytywać o partnera.Zadałam tylko jedno pytanie : "jak wygląda?"Otworzyłam szkicownik na pustej stronie i wzięłam ołówek do reki.Kiedy Jessica opisywała ukochanego w skupieniu próbowałam przenieść słowa na papier.Ołówek delikatnie muskał papier.Po chwili z kartki spoglądał na mnie młody,dość przystojny Koreańczyk.Bez słowa podsunęłam szkic dziewczynie.Ta szybko wyjęła zdjęcie z portfela.Zaniemówiła.Podobieństwo było uderzające.
Kolejne dni w Korei mijały w miłej atmosferze.Dzielenie pokoju z Penelope wcale nie dało mi się we znaki.Codziennie spotykałam się z Jess i mało czasu spędzałam w hotelu.Zaskoczyło mnie to,że tak dobrze się dogadywałyśmy.Różniłyśmy wyglądem i stylem ubierania,ale nasze charaktery w jakiś dziwny sposób się uzupełniały.Można powiedzieć,że stałyśmy się przyjaciółkami.Dziewczyna pokazała mi prawie cały Seul.Moja lustrzanka była przepełniona nie tylko zdjęciami miasta,ale też fotografiami,na których byłam razem z Jessicą.Dziewiętnastolatka ze swoją urodą i zdolnościami do pozowania mogła zostać modelką.
Niestety sielanka nie trwała długo.W hotelu zepsuło się ogrzewanie i wszystkie osoby zamieszkujące go musiały wyprowadzić się. Jedynym wolnym noclegiem była mała,brudna,stara gospoda.Jessica zaproponowała mi mieszkanie z nią.Po dłuższym przekonywaniu zgodziłam się.Dom dziewczyny był duży,a do tego świetnie urządzony.
Nadszedł 20 grudnia.Święta były coraz bliżej.Nie zamierzałam wrócić na nie do domu.Rozmawiałam o tym z ''rodzicami'' przez komunikator internetowy.Zdaje mi się,że byli zadowoleni z tego powodu.Co prawda kupili mi już prezent,ale postanowili wręczyć mi go po powrocie.Po skończonej rozmowie wyłączyłam komputer.Kiedy zeszłam na dół Jessicy nie było w domu.Sadząc po zostawionych na podłodze papierach musiała być w trakcie sprzątania salonu.Postanowiłam,że dokończę to za nią.Podniosłam kartki i już miałam je odłożyć,kiedy coś przykuło moja uwagę.Zaczęłam czytać jedna z kartek.Wynikało z niej, ze Jessica jest w ciąży i zamierza ją usunąć.Nie mogłam w to uwierzyć.Właściwie nie chciałam w to uwierzyć.Zostawiłam papiery tam,gdzie leżały na początku i zaczęłam oglądać telewizję.
Jess po powrocie była czymś wyraźnie ucieszona.Oznajmiła mi,że święta spędzimy u jej znajomych.Wtedy właśnie uświadomiłam sobie,ze nie mam odpowiednich ubrań na taka okazje.Dla dziewczyny nie było to żadnym problemem : od razu wyciągnęła mnie na zakupy.Kiedy ubrania zostały kupione rozeszłyśmy się po centrum handlowym w celu kupienia prezentów.
Mina służącego,który po nas przyjechał 23 grudnia,była bezcenna.Nie wiedział jak ma zmieścić w bagażniku tonę naszych prezentów oraz ubrania na wigilie i sylwestra.Podróż minęła mi szybko.Przez cala drogę słuchałam muzyki oraz przeglądałam zrobione przeze mnie zdjęcia.

Nastepnego dnia zapakowałam i podpisałam prezenty.Po południu wyszykowałam się i razem z Jess poszłam do sali,gdzie miała odbywać się wigilia.Sala była ogromna i urządzona bardzo szykownie.Prezenty położyłyśmy obok innych,pod choinka.Chwile potem zebrały się tez pozostałe osoby.Złożyliśmy sobie nawzajem życzenia i zasiedliśmy do stołu.W wieczerzy brało udział około 15 osób.Atmosfera była bardzo przyjemna,jak w towarzystwie prawdziwej,kochającej się rodziny.Nawet nie zauważyłam kiedy Jess i chłopak o imieniu MiNam wymknęli się z sali.Wrócili na rozpakowywanie prezentów.Nie wiedziałam,że prezenty,które dałam całej reszcie,tak bardzo się im spodobają.Upominki od nich także przypadły mi do gustu.Poszłam po swoja lustrzankę.Poprosiłam,aby Jess,Jeremy,MiNam i jego siostra zapozowali w strojach mikołaja do zdjęcia.Gdy się zgodzili strzeliłam im kilka fotek.Potem sfotografowałam cala resztę.Chciałam mieć jakaś pamiątkę po tych świętach.
                                                                      ~*~*~ 
Przepraszam za możliwe literówki,pisałam na szybko.Opowiadanie połączone jest z  opowiadaniem mojej przyjaciółki.Na razie muszę chyba zawiesić bloga.Wyjeżdżam w góry z rodzicami i nie wiem czy będę miała okazję coś dodać.
Jeżeli macie do mnie jakieś pytania to zapraszam na formspringa.
W to okienko wpisujemy pytanie,albo coś co chcecie mi przekazać a potem klikacie ''ask'' .Łatwe prawda ?

środa, 11 lipca 2012

24.Big in Korea

Dzień wyjazdu do Korei zbliżał się wielkimi krokami.Niemal każdy z uczniów zapomniał o wycieczce przez wystawianie ocen.Dopiero ostatniego  dnia nauki w tym roku kalendarzowym moja klasa przypomniała sobie o podróży.Pomogła jej w tym pani Fox.
-15 grudnia o godzinie szóstej spotykamy się na lotnisku.Rozdam wam bilety i po odprawie będę musiała się z wami rozstać.Gdy dolecicie ,na lotnisku będzie czekał na was autobus,który zawiezie was do hotelu.Dalszych informacji udzieli wam obsługa-mówiła.-Macie  może jakieś pytania?
Rękę podniósł blondyn z trzeciej ławki od okna.
-tak Tom?
-A gdzie my w ogóle wybieramy się 15 grudnia?
Cała klasa zaśmiała się.Tom był często  nieogarnięty,ale nikomu to nie przeszkadzało,wręcz przeciwnie : rozśmieszało nas to.
-Lecicie do Korei.Nie wiem czy sobie tam poradzisz-westchnęła nauczycielka.
-Niech się pani nie martwi.Dam sobie radę-powiedział rozradowany chłopak.
Zadzwonił dzwonek.Poszłam do szatni.Kiedy weszłam do niej usłyszałam,że Penelope przechwala się,że w Korei kupi sobie tonę drogich ciuchów.Nie chciałam tego słuchać,więc prędko wyszłam z szatni przed szkołę.
Gdy weszłam do swojego pokoju od razu rzuciłam torbę na łóżko.Poszłam do sąsiedniego pokoju,gdzie przechowywałam różne niepotrzebne rzeczy i wzięłam walizkę.Wróciłam z nią do mojego pokoju i puściłam na mojej wieży stereo płytę" Minutes to midnight" .Otworzyłam swoja szafę.Do końca nie wiedziałam jakie ubrania powinnam  wziąć ze sobą.W końcu zdecydowałam się na zabranie koszulek z :Linkin Parku,AC/DC,30 seconds to mars,Green Day;'a,Paramore,my chemical romance,Guns n' roses,z giarą  i jednorożcem,bluz wkładanych przez głowę z Nirvany,Bring Me The Horizon,z tęczą oraz czterech par rurek : czarnych,niebieskich,czerwonych i w zwykłym jeansowym odcieniu.Naszykowałam sobie czarną koszulkę,na której widniał Ryuk,szare rurki oraz czarno-białą bejsbolówkę.Te ubrania miałam założyć następnego dnia.Spakowałam bieliznę i poszłam do łazienki.Zapakowałam kosmetyczkę i wróciłam do pokoju.Wrzuciłam do walizki kilka rzeczy i uznałam,ze już jestem gotowa.
Poszłam się przejść po okolicy.Spotkałam ciocię,która dała mi trochę pieniędzy na wyjazd.Potem wróciłam do domu i poszłam spać.
Nazajutrz wstałam o piątej.Szybko ubrałam się,zabrałam bagaż,torbę i wyszłam na przystanek.
Na lotnisku byłam o 5:50.Rozejrzałam się dookoła.Mojej klasy nie dało się nie zauważyć.Od razu podeszłam do nich.Wszyscy zabierali ze sobą walizkę,tylko Penelope miała dwie walizki oraz dwie torby podróżne.
Na lotnisku było dużo ludzi.Czułam na sobie ich spojrzenia.Żałowałam,że Alex wraz z rodzicami przeniosła się do innego miasta.Teraz swoimi niebieskimi włosami mogłaby przyciągać uwagę razem ze mną.
Nim się obejrzałam byłam już w samolocie.Siedziałam od okna,a koło miejsce koło mnie zajął Goku.Przez pierwszą godzinę lotu wcale nie rozmawialiśmy.Ja słuchałam muzyki,a on rozbawiał stewardesy.Przykułam jego uwagę dopiero,gdy rozpięłam bejsbolówkę i Goku zobaczył moją koszulkę z Ryuk'iem.Rozmowa zaczęła się od wymiany zdań o Death Note.Rozmawialiśmy o różnych rzeczach przez cały lot.
Kiedy wysiedliśmy z samolotu byliśmy bardzo podekscytowani.Znajdowaliśmy się w Seulu-sercu Korei.Odnalazłam swóh bagaż i poszłam za resztą klasy.Nagle Goku podbiegł do mnie i wziął moją walizkę.
-Pomogę Ci-powiedział.
-Nie musisz,dam sobie radę-odpowiedziałam zakłopotana.
-Żaden problem.chłopak uśmiechnął się.
Całą scenkę widziała zdenerwowana Penelope,która sama musiała taszczyć swój bagaż.Nie wiem dokładnie,która była godzina,ale panował tu duży ruch.Przez całą drogę moja klasa robiła zdjęcia przez szyby autobusu.
Kiedy dojechaliśmy pod hotel zaniemówiłam.Hotel był na oko 11 piętrowym,oszklonym budynkiem.Goku nadal chciał nieść moją  walizkę.Kłócenie się z nim było bezcelowe,więc po prostu pozwoliłam mu ją nieść.Przed wejściem młody Koreańczyk odśnieżał schody.Powitał nas i skierował do recepcji.Nawet dobrze mówił po angielsku.Pani pracująca na recepcji dała nam klucze do pokoi i powiedziała,że za pół godziny mamy jechać do swoich opiekunów-przewodników,którzy będą oprowadzać nas po mieście i okolicy.Wzięłam klucz do pokoju i pojechałam windą na 9 piętro.Stanęłam przed drzwiami swojego pokoju.Przez chwilę patrzyłam się na pozłacany numerek,po czym nacisnęłam klamkę.Na jednym z łóżek siedziała...Penelope.Okazało się,że to właśnie z n i ą miałam dzielić pokój.Zostawiłam walizkę koło wolnego łóżka i wróciłam na dół.Byłam tak zdenerwowana,żę nawet nie zwróciłam uwagi na wygląd pokoju.
Miałam jeszcze dużo czasu,więc udałam się do hotelowej kawiarni i zamówiłam gorącą czekoladę.Za oknem prószył śnieg.Obserwowałam wirujące płatki śniegu i piłam czekoladę.Kiedy skończyłam wyszłam przed hotel.Poszukałam w torbie słuchawek.Usiadłam na murku i zaczęłam słuchać muzyki.
Coraz więcej osób z klasy gromadziło się przed wejściem.Chwilę potem pojawił się autobus.Wsiedliśmy do środka i ruszyliśmy w drogę.

piątek, 6 lipca 2012

23.Powstaje co ?

Poniedziałek.Kolejna nudna godzina wychowawcza.Jak zwykle rysowałam coś na tylnej stronie zeszytu od matematyki.Było tam już pełno moich rysunków.
W klasie panował gwar.Wszyscy głośno rozmawiali,śmiali się.Tak wyglądała niemal każda lekcja z moją poprzednią klasą.Brakowało mi jej.
Nasza wychowawczyni pani Fox próbowała nas uciszyć.Kiedy wreszcie jej się to udało powiedziała :
-Mam dla was bardzo dobą wiadomość...
-Szkoła zostanie zamknięta?-zażartował chłopak,na którego wszyscy mówiliśmy Goku,ponieważ był fanem Dragon Ball'a.
Nauczycielka zignorowała go.
-...Niedawno do szkoły zgłosił się anonimowy sponsor,który zafundował całej naszej klasie wycieczkę do Korei Południowej!-wychowawczyni była podekscytowana.
Cała klasa była zszokowana.Przecież taka wycieczka,jeszcze dla całej naszej klasy,musiała bardzo dużo kosztować.
-A czemu akurat do Korei?-zapytał Goku-Nie lepiej byłoby polecieć do Japonii?Przecież to właśnie tam powstaje anime..
-Powstaje co?-spytała matematyczka
-Anime.To takie...
-Japońskie bajki dla dzieci-przerwała mu Penelope.Goku obrzucił ją gardzącym spojrzeniem i nie odezwał się już do końca lekcji.
-Będziesz mógł odwiedzić Japonię po wycieczce.Wszyscy dostanie po bilecie na samolot,spotkam się z wami na lotnisku,ale do Korei polecicie sami.Po wycieczce będziecie mogli jechać gdzie chcecie ,a później  wrócicie do Ameryki samolotem linii lotniczej naszego sponsora.
-Data powrotu jest do naszego wyboru?
-Tak-odrzekła nauczycielka-Będziecie mieli czas najpóźniej do 2 stycznia.Tylko musicie przynieść podpisane zgody przez rodziców-to powiedziawszy nauczycielka rozdała nam zgody.
Zadzwonił dzwonek.Wyszliśmy z klasy i udaliśmy się w kierunku sali,gdzie mieliśmy następna lekcję.
Gdy po zajęciach wyszłam ze szkoły moim oczom ukazał się biały puch.To i tak wcześnie,bo był dopiero 3 grudnia.
Autobus przyjechał punktualnie.Kiedy przejeżdżał obok przystanku,na którym zawsze wysiadałam zostałam na swoim miejscu.Postanowiłam,że zrobię nieoczekiwaną wizytę moim ''rodzicom'',żeby podpisali mi zgodę.
Stałam przed ich drzwiami i zadzwoniłam dzwonkiem.To był pierwszy raz,kiedy go użyłam.
Otworzyła mi moja ciotka.Ciotka.Nie pasowało to do niej,ale teraz tylko tak mogłam ją nazywać.Otrzepałam moje zaśnieżone martensy i bez pytania weszłam do środka.Zostawiłam buty i kurtkę w przedpokoju i weszłam do salonu.Usiadłam na kanapie i zaczęłam przeszukiwać torbę.
-Co Cię do nas sprowadza?-zapytała obojętnie ciotka.
-Mam dla was prośbę: podpiszcie mi tą kartkę-położyłam zgodę na stoliku.
Moja ciotka bez wahania podpisała się i zawołała mojego wujka,aby zrobił to samo.Kiedy skończył schowałam kartkę z powrotem do torby.
-W zasadzie to byłloby na tyle-powiedziałam i wstałam z kanapy
-Amy zaczekaj.My też mamy dla Ciebie prośbę.-powiedziała ciotka.Wróciłam na swoje miejsce.
-Po sylwestrze jest konferencja we Francji.Nie możemy na nią pojechać,a musimy odebrać na niej coś ważnego.
-I ja niby mam tam pojechać i wziąć to za was,tak?
-W sumie to tak -powiedział mój wujek.
-Dobra,daj te bilety-rzuciłam obojętnie i odebrałam kopertę od mojego wujka.Potem poszłam do przedpokoju,ubrałam się i wyszłam.
                                                        ~  * ~  *    ~  *  ~
Przepraszam,że krótki,ale pisany na szybko bo zaraz jest Harry Potter.Następny postaram się dodać szybko i obiecuję,że będzie dłuższy.

czwartek, 5 lipca 2012

22.Włosy proste =pokręcone życie

Dom-szkoła-dom-trening-dom....Tak wyglądała reszta mojego tygodnia.
W sobotę obudziłam się około 9,dość późno jak na mnie.Od razu wzięłam telefon do ręki.Zobaczyłam,że dostałam wiadomość od Brooke :'' Wpadnij dzisiaj do mnie  o 14 na obiad z okazji rocznicy moich rodziców.Nie musisz przynosić prezentu, najważniejsze żebyś była''
Wiedziałam,że nic dobrego z tego nie wyniknie.Mimo to,odpisałam,że przyjdę.
Szybko zeszłam do kuchni i zjadłam śniadanie.Potem ubrałam się w jakieś pierwsze lepsze ciuchy.
Rodzice Brooke przywiązywali dużą wagę do wyglądu człowieka,więc z tego względu,że za mną nie przepadali,musiałam dobrze wyglądać. Przeszukiwałam szafę w poszukiwaniu jakiś stosownych ubrań.Nie było to łatwe,bo do mojej garderoby należały ubrania,które na pewno nie spodobałyby się rodzicom Brooke.
Była już 12:30 kiedy miałam skompletowany strój.Poszłam do łazienki i szczotką do ubrań przeczyściłam mój strój,a następnie wyprasowałam go.Umyłam włosy i szybko je wysuszyłam.Uczesałam je i spojrzałam w lustro.''Dziwne,że od zawsze mam idealnie proste włosy,w odróżnieniu od mojego życia''pomyślałam i wróciłam do pokoju.
Ubrałam się i poszłam do pokoju,w którym mieszkała Brooke.Było tu duże lustro,w którym mogłam obejrzeć całokształt.Nie wyglądałam najgorzej.Biała,zwiewna bluzka,pożyczona od Brooke,oraz czarne rurki dobrze się ze sobą komponowały.Moje różowe włosy również nie wyglądały źle z tym strojem.
Tak czy siak,nie miało to aż takiego znaczenia,rodzice Brooke nie lubili koloru moich włosów.Natomiast Brooke była w nich zakochana.Zupełnie nie wiem dlaczego.
Szybko przeczyściłam moje martensy,założyłam kurtkę,wzięłam torbę i wyszłam z domu.
Udałam się w stronę domu Brooke.Nie wiem dokładnie ile szłam,ale wiem,że musiało to trwać około 10 piosenek.Przed domem znalazłam się równo o 13:59.Szybko podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem.
Otworzyła mi mama Brooke.Zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głowy i spojrzała na zegarek.
-Hmn...Jesteś punktualnie...ciekawe...-powiedziała lekko zamyślona
-A to źle?-postarałam się,aby najmniej kpiny było słychać w moim głosie.Chyba mi się to udało.
-Wręcz przeciwnie..-odpowiedziała kobieta bacznie mi się przyglądając - Wejdź proszę.
Weszłam do środka i zdjęłam buty.Postawiłam je koło siebie dość równo,żeby mama Brooke do niczego sie nie przyczepiła.
-To są te całe martensy,tak?-zapytała mnie
-No tak-odpowiedziałam nieco zmieszana.
-W takim razie nie rozumiem dlaczego Brooke przez cały czas się nimi podnieca.Podobnie jest z twoimi włosami.Tak w ogóle dlaczego akurat różowy ?
Nie wiedziałam jak odpowiedzieć na to pytanie.Na szczęście z opresji wybawił mnie głos starszej pani dobiegający z jadalni :
-Ktoś przyszedł?Przecież na nikogo nie czekaliśmy...
-Babciu,przecież mówiłam,że ma przyjść jeszcze moja przyjaciółka -tym razem usłyszałam głos Brooke.
Poszłam za mamą Brooke do jadalni i...
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom-przy stole oprócz Brooke i jej taty siedziała jeszcze starsza pani,którą spotkałam w autobusie.
''Może już mnie nie pamięta?Starsze osoby mają słabą pamięć''-myślałam-''Och,Amy,kogo ty oszukujesz,przecież na pewno skojarzy cię przez włosy.''Wtedy po raz pierwszy żałowałam,że są różowe.
Usiadłam na miejscu wskazanym przez tatę Brooke i czekałam na rozwój sytuacji.
-Babciu,to jest moja przyjaciółka Amy-w końcu Brooke zabrała głos.
-My już się poznałyśmy.Może i nie w najmilszych okolicznościach,ale ja o tobie nie zapomniałam-powiedziała babcia Brooke.- Moja Brooke dużo mi o Tobie opowiadała,ale to jednak nie to samo,jak usłyszenie tego wszystkiego od Ciebie.Poza tym zaciekawiło mnie to,co powiedziałaś w autobusie.
Rozejrzałam sie nerwowo po pokoju.Miałam im tak po prostu opowiedzieć to wszystko?
-Nie krępuj się Amy,my tez z chęcią posłuchamy-dodał ojciec Brooke.
''Dasz radę.Zbyt długo przed tym uciekałaś.Musisz stawić temu czoło.''-takie myśli krążyły mi po głowie
-A co dokładniej chcecie państwo usłyszeć?-zapytałam.
-Zacznij może od początku.Od swojego dzieciństwa-powiedziała babcia Brooke.Widać było,że naprawdę jest zainteresowana moją osobą.
-Dobrze-powiedziałam.-Wychowywałam się,jeżeli tak to można nazwać,  w domu,w którym mieszkałam z osobami,których jeszcze do niedawna nazywałam rodzicami.Oni mnie nienawidzili,ponieważ zniszczyłam ich karierę zawodową.Nie potrafili nawet udawać,że mnie kochają.Cały czas byłam zdana wyłącznie na siebie.Moi ''rodzice'' na wszystko mi pozwalali: mogłam wychodzić gdzie chciałam,z kim chciałam,o której chciałam,mogłam robić po prostu wszystko.Doskonale pamiętam,że wszyscy z moich kolegów i koleżanek z klasy zazdrościło mi tego.A ja ? Ja miałam po prostu tego dość,chciałam w jakikolwiek sposób zwrócić na siebie uwagę.Chciałam,żeby chociaż przez chwilę się mną zainteresowali.Wtedy zaczęłam robić graffiti w miejscach publicznych,nie obeszło też bez problemów z policją.Ale oni nie zwracali na to uwagi,nie zwracali uwagi na mnie.Uznałam wtedy,że to wszystko jest bezcelowe i zaprzestałam podobnym akcjom-wszyscy znajdujący się w tym domu przysłuchiwali mi się teraz z zaciekawieniem.-Około dwunastego roku życia poznałam kilku chłopaków : Jack'a,Michael'a i Joe'go.Świetnie się z nimi dogadywałam,więc zaczęłam spoędzać z nimi każdą wolną chwilę.Nie spotykałam się z moimi znajomymi z klasy,nawet z nimi nie rozmawiałam.Odizolowałam się od nich.Z resztą Brooke pewnie świetnie pamięta tamten okres czasu-spojrzałam na Brooke,która zmieszana opuściła głowę.-Z nimi czułam się świetnie.Robiliśmy rożne głupie,szalone rzeczy,zaczynając od wspólnej grze w kosza kończąc na braniu jakiś prochów,o których działaniu nic nie wiedzieliśmy, i uciekaniu przed policją.Niestety to wszystko skończyło się dość drastycznie : kiedy siedzieliśmy w środku nocy na ulicy doszło do wypadku samochodowego.Trójce z nas udało się uciec,ale niestety Joe' został potrącony przez auto.Następnego dnia zginął w szpitalu.To wydarzenie wstrząsnęło nami.Obwinialiśmy się za to,co się stało.Tak samo rodzice Joe'go znienawidzili nas.przestaliśmy wtedy się spotykać,ponieważ uznałam,że tak będzie lepiej i,że muszę wszystko sobie poukładać.Przez  dwa tygodnie od tego zdarzenia nie mogłam spać.Byłam załamana : na moich oczach zginęła osoba,którą kochałam.Zostałam wtedy kompletnie sama.Jednak jakoś sobie poradziłam.Przez pół roku nie było dnia,żebym o tym nie myślała.To wszystko niszczyło mnie od środka,ale przed wszystkimi udawałam,że jest dobrze.Tamten okres w moim życiu nauczył mnie,że nie warto przywiązywać się do ludzi i najlepiej być zdanym tylko na siebie.Tamte wydarzenia bardzo mnie zmieniły.Jakiś czas temu dowiedziałam się,że moi rodzice zginęli w wypadku i byłam wychowywana przez wujka i ciotkę,którzy po prostu mają mnie dość.A no i dowiedziałam się,że mam starszego brata.To byłoby na tyle.
Kiedy skończyłam  opowiadać dalsze rozmowy jakoś niespecjalnie się kleiły.Obiad zjedliśmy w jakiejś dziwnej,sztucznej atmosferze.
Po obiedzie poszłam do domu.Brooke postanowiła mnie odprowadzić.Nie odzywałyśmy się do siebie przez cała drogę.Dopiero kiedy byłyśmy w połowie drogi Brooke powiedziała :
-Nie wierzę w to co opowiedziałaś w domu.Przecież ty zawsze miałaś takie idealne życie,nie wiem po co teraz oszukiwałaś moją rodzinę.
Zatrzymałam się i spojrzałam na Brooke.
-Dlaczego przez te wszystkie lata wierzyłaś w moje kłamstwa,a nie chcesz uwierzyć w prawdę?-powiedziałam i zostawiłam Brooke.
                                                                     ♥   ♥   ♥
Przepraszam,że tak długo nie ukazywał się kolejny rozdział,ale nie miałam czasu go napisać i nie wiedziałam czy jest jakikolwiek sens,żeby dalej to ciągnąć.Zastanawiam się nad zawieszeniem bloga.Jeżeli jest jakakolwiek osoba czytająca ten szmelc to zapraszam do wyrażenia swojej opinii w komentarzu.