Piątek.Wyszłam ze szkoły.Od całej akcji z nauczycielką od biologii minęły dwa tygodnie.Sytuacja wcale się nie zmieniła.Było tak samo źle jak na samym początku.Poszłam na przystanek.Brooke już tam na mnie czekała.Usiadłam na ławce koło niej.Siedziałyśmy na przystanku same.Nagle dołączył do nas Bob.
-Cześć dziewczyny.Wiecie,jest taka sprawa.
-Mamy się bać ? -zażartowała Brooke.
-Y...No...Ten...raczej nie.
- Więc o co chodzi ? - zapytałam i włożyłam ręce do kieszeni mojej ulubionej bluzy.
-Możecie jutro przyjść do szkoły o dziewiątej?-zapytał z nadzieją Bob.
-Niby po co ? -spytałam obojętnie.
-Będziemy rozmawiać z dyrektorem...
-Co!? Ale o czym ?-spytała lekko zdenerwowana Brooke.
-W sprawie baby od biologii.
Razem z Brooke spojrzałyśmy na niego zdziwione.
-Myślisz ,że to może coś dać?-zapytałam po chwili.
-Sam nie wiem.Ale moja mama powiedziała,że powinienem coś zrobić z moimi słabymi ocenami z biologii.No i właśnie to jest to ''coś''.
Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę,jak bardzo Bob jest podobny do jego mamy.Jego mama była w podstawówce w trójce klasowej i zarazem główną organizatorką naszych wszystkich wyjść.W gimnazjum zajmowaliśmy się tym sami.Teraz w liceum nie mieliśmy jeszcze okazji do organizacji takiego wyjścia.Nic dziwnego,rok szkolny dopiero się zaczął.Mimo to ,my już mieliśmy problem.I to dość poważny.I tylko jedna osoba-którą był Bob chciał jakoś to skończyć.Umie wziąć sprawy w swoje ręce,dokładnie jak jego mama.
-Przyjdziemy-powiedziała Brooke i uśmiechnęła się do Boba.Autobus właśnie przyjechał.Wyjęłam telefon z kieszeni żeby zobaczyć która godzina."Wreszcie przyjechał o czasie''pomyślałam i wsiadłam do autobusu.
♥ ♥ ♥
Obudził mnie dźwięk mojego telefonu.Dostałam sms'a od Brooke :''Księżniczko,nie chciałam cię budzić,ale spójrz może lepiej na zegarek i przyłaź tu do nas.''Spojrzałam na zegarek.Była 8:40.I wtedy właśnie przypomniałam sobie,że za 20 minut mam być przed gabinetem dyrektora.Szybko się ogarnęłam i pobiegłam na przystanek.Na szczęście jeszcze złapałam autobus,który jak był spóźniony.Kiedy dotarłam pod szkołę była już 8:58.W szkole było tak pusto jak nigdy.Może to dlatego,że była sobota.Pod gabinetem dyrektora czekała już cała klasa.
-Hmn.....Niezłe tempo.-Powiedziała Brooke po czym wszyscy weszliśmy do gabinetu dyrektora.
-O widzę,że to naprawdę musi być coś poważnego jeżeli przyszliście tu cała klasą.-zaśmiał się dyrektor.Dyrektor Biersack był dyrektorem w podstawówce ,do której chodziliśmy.Ponadto dyrektor Biersack mieszkał naprzeciwko domu,w którym mieszkałam razem z moimi rodzicami.Znaliśmy się od dawna i on jako jedyny wiedział w jakiej jestem sytuacji.
-Tak panie dyrektorze.Bo chodzi o naszą nauczycielkę biologii.-zaczął dość niepewnie Bob.
-W takim razie zamieniam się w słuch-dyrektor uśmiechnął się do Boba.Moja klasa zaczęła opowieść.Każdy dodawał od siebie jakiś fakt,ale na szczęście dyrektor zdołał to jakoś ogarnąć.Wyszliśmy z gabinetu dyrektora po godzinie i z obietnicą,że na pewno zrobi coś w tej sprawie.Jednak nie wiedzieliśmy,że to ''coś'' nie spodoba się całej naszej klasie.
Kocham to opowiadanie.:3
OdpowiedzUsuń